III MOTOCYKLOWY RAJD
"MOGIŁĘ PRADZIADA OCAL OD ZAPOMNIENIA"
19.07.2014 r. - 26.07.2014 r.
Gwoździec i Kołodno
W tym roku motocykliści po raz trzeci brali udział w ratowaniu polskich cmentarzy na Kresach w ramach prowadzonej przez dolnośląską młodzież akcji "Mogiłę Pradziada Ocal od Zapomnienia". Pracowali na cmentarzach w Gwoźdźcu (woj. stanisławowskie) oraz Kołodnie (woj. tarnopolskie). W Rajdzie uczestniczyło 11 osób, z: Palikówki k. Rzeszowa, Lublina, Niemiec k. Lublina, Głogowa Małopolskiego, Namysłowa, Berlina, Mławy oraz Krakowa. Trasa wiodła z Rzeszowa przez Świrz, Buczacz, Jazłowiec do Zabłotowa. Następnie z Zabłotowa przez Zaleszczyki, Czortków, Trembowlę do Zbaraża. Kończąc na odcinku Zbaraż, Podkamień, Lwów do Rzeszowa. Tradycyjnie, jak od trzech lat motocykliści wyruszyli ratować kresowe cmentarze. W tym roku za cel naszej akcji wybraliśmy cmentarz w Gwoźdźcu. Jest to miasteczko leżące koło Zabłotowa w dawnym woj. stanisławowskim.
Wystartowaliśmy w sobotę 19 lipca z Palikówki k. Rzeszowa a na granicy w Korczowej dołączyli rajdowcy z Lublina. W planie było zwiedzanie kresowych zamków znajdujących się na trasie Rajdu, ale rzeczywistość kierowała się swoimi prawami: najpierw przetrzymanie przez ok. trzy godziny na granicy samochodu Aliny i Piotra (chociaż Rajd motocyklowy to samochód był nieoceniony), później przygody na trasie. W sumie zwiedziliśmy tylko zamek w Świrzu - własność gen. Bór-Komorowskiego, a przez Halicz, Krzywcze, Buczacz przemknęliśmy do Jazłowca, do naszych Sióstr Niepokalanek. Tam kolacja i nocleg. Byliśmy pierwszą grupą z Polski w tym roku. W niedzielę po Mszy św. i śniadaniu ruszyliśmy dalej: Okopy Św. Trójcy, gdzie podziwialiśmy rekonsekrowany kościół, odremontowany, w niczym nie przypominający dawnej ruiny. Dalej Kamieniec Podolski, Chocim i wieczorem dotarliśmy do Zabłotowa - naszej bazy. Powitał nas ks. Antoni, wikariusz; ks. Grzegorza, proboszcza, nie było. Wrócił w nocy z Polski i rankiem zaraz wyjechał na oazę z dziećmi.
Rano w poniedziałek wyjechaliśmy do Gwoźdźca, ok. 10 km.
Kto zna specyfikę teraźniejszości Kresów, nie powinien się dziwić, a myśmy się troszkę zadziwili... Bazowaliśmy na zdjęciach z maja, gdzie przyroda budziła się do życia, jak się okazało do bujnego życia. No ale cóż było robić - podwinęliśmy rękawy, poszły w ruch kosy żyłkowe, piły łańcuchowe i zaczęliśmy wydzieranie cmentarza z objęć natury... a jak się okazało wiele miała ukryte. Pomógł nam p. Wowa - syn Polki p. Heleny Marusyk, który przyszedł ze swoją kosą.
Przy organizacji Rajdu określiliśmy, że wyżywienie będziemy sami sobie zapewniać, ale gwoździeccy parafianie postanowili częstować nas obiadem. Jeśli znacie smak kresowej kuchni, to cóż jest do dodania...
Po obiedzie zaczęło kropić, ale pracy nie przerwaliśmy. Padało również we wtorek, dalej walczyśmy z przyrodą i na dodatek pogodą... W środę już lało, wyjazd był bezcelowy i stąd niedosyt - uciekł jeden dzień, tyle można było zrobić. Ale mieliśmy czas na spotkanie z Rodakami. Pani Maria opowiedziała nam historię swojego życia - życiorys jak wielu polskich kresowych rodzin: ojciec na wojnie, ucieczka z niemieckiej niewoli, powrót do domu, aresztowanie przez sowietów... i nazwisko figurujące na Liście Ukraińskiej... Mama po wywózce w głąb Rosji wyszła z armią gen. Andersa. Po wojnie osiadła w Anglii. Władza sowiecka utrudniała kontakt Córki z Matką - widziały się raptem cztery razy... Ciekawą rzeczą jest fakt, zresztą doskonałym przykładem są tutaj Okopy Św. Trójcy, gdzie następuje otwartość Ukraińców, bo nikt nie powie, że przyjazdy Rajdu Katyńskiego nie miały wpływu na mobilizację mieszkańców, podziękowania dla p. Wasyla Kryworuczko, który cały czas jest przy kościele i zbiera datki...
Po obiedzie na cmentarzu złożyliśmy wieniec z napisem: Pamięci Pokoleń Gwoźdźca - Polscy Motocykliści, odmówiliśmy modlitwę i zapaliliśmy znicze. Każdy z nas w duchu obiecywał sobie przyjazd za rok.
Na pożegnanie zajechaliśmy pod budynek biblioteki. W tym domu urodził się Jerzy Kawalerowicz nasz reżyser filmowy. Dawniej była tu poczta, a ojciec jego był poczmistrzem.
W czwartek przez Czortków, gdzie dołączył do nas Tomasz z Anią, i Trembowlę pojechaliśmy do Zbaraża. Oczywiście zobaczyliśmy ruiny czortkowskiego zamku i trembowelskiego. Swoją drogą, w Czortkowie jest jeszcze do obejrzenia kościół dominikanów, no i samo miasto z ciekawą historią...
W Zbarażu stancję wraz z wyżywieniem mieliśmy jak co roku u p. Hali. W piątek rano wyjazd do Kołodna i kołacząca myśl - czy majowe opryski przyniosły jakiś rezultat? Na szczęście przyniosły - dla zasady kosa żyłkowa i ścięliśmy cztery dziczki czereśni czy wiśni. Praca poszła sprawnie. Tradycyjnie: złożenie wieńca "Mieszkańcom Kołodna Pomordowanym przez UPA - Polscy Motocykliści", modlitwa nad masową mogiłą, zapalenie zniczy. Ciekawą rzeczą jest fakt, że podszedł do nas 83-letni Ukrainiec i dowiedzieliśmy się, że w tej mogile jest pochowanych 330 pomordowanych mieszkańców Kołodna. Ale przestraszył się, gdy zaczęliśmy robić zdjęcia... Chcieliby żyć normalnie, ale duchy przeszłości nie odeszły. Nie mogło obyć się tradycyjnie bez zaproszenia na kawę do p. Marii, w zastępstwie mamy zrobiła to Tania.
Przez drogę do Opryłowiec kołatała myśl - jak bujny jest rdestowiec, czy widać efekt oprysków? Już przy dojeździe pod cerkiew widać prace budowlane: mur oporowy przy skarpie, nowe schody do cerkwi, a co najważniejsze - nie ma gąszczu! Nieważne, na ile oprysk pomógł, ważne jest to, że nastąpiła mobilizacja młodych ludzi! Okazało się, że młody człowiek imieniem Iwan (Pan Iwan :)) skrzyknął rówieśników i wykosili zielsko. Pytany o motywy powiedział, że jeździ do pracy w Polsce - tam tak ładnie, to dlaczego u nich tak być nie może?! Szczerze mówiąc, podbudowało nas to... Przyszło jeszcze dwóch mężczyzn, rozmowa, otworzyli cerkiew, weszliśmy do środka ładnie odnowionej świątyni, na koniec zostawiliśmy dwa litry środka do oprysku, pożegnaliśmy się. Mieliśmy się trzymać planu, ale jak zwykle tylko część założeń spełniliśmy - część rajdowiczów wróciła do Zbaraża, a część pojechała do Krzemieńca, gdzie zwiedziliśmy ruiny zamku na Górze Bony, pooglądaliśmy zabudowania Liceum Krzemienieckiego i zajrzeliśmy do dworku Słowackiego (może kiedyś uda się w końcu wejść do środka). Na placyku przed Liceum spotkaliśmy p. Grocholskiego, Polaka z Krzemieńca, który (jak to zwykle bywa w takich okolicznościach) opowiedział nam swoją historię.
Po powrocie do Zbaraża kolacja i podsumowanie akcji: podziękowanie uczestnikom za ich zaangażowanie, przyznanie tytułów. W kategorii:
Najbardziej Pracowity Uczestnik Rajdu - kol. Mariusz Grodecki
Najsympatyczniejsza Uczestniczka Rajdu - kol. Alina Winiarska
Najbardziej Pomocni Uczestnicy Rajdu - kol. Alina Winiarska i kol. Piotr Winiarski
Rozczarowanie Rajdu - ... :)
Rankiem po śniadaniu pożegnanie z p. Halą i dzięki p. Marii, która była kiedyś przewodnikiem na zamku w Zbarażu, poznaliśmy jego historię. Wyruszyliśmy w drogę powrotną, zatrzymując się na chwilę w Podkamieniu, gdzie obejrzeliśmy dziedziniec Klasztoru. Prace przy odbudowie wieży stoją - brak funduszy...
W drodze do Lwowa minęliśmy Olesko, chociaż było w planach zwiedzanie zamku Sobieskich, pomknęliśmy na Łyczaków. Przed rozjazdem na Lwów krótki odpoczynek, pożegnanie z częścią Rajdowiczów, którzy pojechali prosto do domów, a część pojechała na Cmentarz Łyczakowski. Tam skorzystaliśmy z usług przewodnika (Polaka), który oprowadził nas po cmentarzu. Byliśmy u Orląt i na mogile Powstańców Styczniowych. Obiad tradycyjnie w Pyzarej Chacie, parę zdjęć pod Mickiewiczem i kierunek Granica...
Podsumowując Rajd, należy stwierdzić, że:
założony cel został osiągnięty - początek przywracania cmentarza w Gwoźdźcu do życia,
cmentarz w Kołodnie - sytuacja opanowana,
cmentarz w Opryłowcach - wszystko na dobrej drodze.
WNIOSKI:
Założenia Rajdu, mimo wielu trudności, zostały spełnione. Biorący w nim udział motocykliści i załoga Toyoty LC spisali się na medal, wręcz wzorowo, poświęcili swój czas i ciężką pracę, aby przywrócić PAMIĘĆ o TYCH, którzy tam żyli, umierali, ginęli...
Do zobaczenia za rok, pojedziemy jeszcze bardziej przygotowani i zdeterminowani.
PODZIĘKOWANIA:
Dla Komandora Rajdu Artura Pietraszka oraz jego sympatycznej żony Małgorzaty za wielki trud włożony w sprawną organizację oraz funkcjonowanie Rajdu.
Dla ks. Grzegorza i ks. Antoniego, którzy udzielili nam gościny i świadczyli nieocenioną pomoc.
Dla mieszkańców Gwoźdźca za serdeczne przyjęcie i królewskie ugoszczenie (ach, te kresowe obiady...).
I dla wszystkich, którzy okazywali nam swoją sympatię i radość.
Dziękujemy Wam wszystkim!
Artur Pietraszek, Michał Szeliga
Tekst w całości ze strony www.studiowschod.pl.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz